

Dlaczego akurat aktorstwo?
Jako chłopiec lubiłem się wygłupiać i być w centrum uwagi. Jednocześnie dużo słuchałem muzyki i próbowałem śpiewać. Podejmowałem coraz dojrzalsze próby sceniczne aż postanowiłem uczyć się aktorstwa i muzyki jako rzemiosła i zrobić z tego sposób na życie.
Czy dobrze wspominasz swój debiut?
Debiut, taki w większej roli wspominam z dużym sentymentem ponieważ robiłem go z moją grupą ze studiów na krakowskiej PWST. Było to 13 października 2007 w Teatrze Stu. Nasz profesor Mikołaj Grabowski po warsztatach z nami postarał się żeby Krzysztof Jasiński ugościł nas na deskach Sceny Stu. Tam mogliśmy dokończyć “Operetkę” Gombrowicza którą rozpoczęliśmy jeszcze na warsztatach w PWST w Krakowie.
Kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z teatrem?
Pochodzę z Siedlec, miasta bez teatru. Często w ramach szkoły jeździliśmy na wycieczki połączone z przedstawieniami dla dzieci. Ale świadome zetknięcie z teatrem jako widz to spektakle Grzegorza Jarzyny. Jako licealista zobaczyłem ‘ Magnetyzm serca’ i ‘ Iwonę, Księżniczkę Burgunda’ i moja wyobraźnia zaczęła na pewno inaczej pracować.
Jaki jest najbardziej satysfakcjonujący moment na scenie?
Satysfakcja, jeśli przychodzi to raczej po zejściu ze sceny. Na chłodno. Chociaż już samo tworzenie działającego mechanizmu teatralnego daje sporą radość. Jeśli widzowie są wciągnięci w atmosferę i konwencję spektaklu, czuje się napięcie to satysfakcja jest największa.
Co najbardziej lubisz w swojej pracy?
Proces budowania w sobie postaci. Obserwacji świata wymyślonego który powstaje i próby wtopienia się w niego jako kolejny element.
Czy masz jakieś ukryte life-haki na zapamiętywanie tekstu?
Chyba nie. Każdy ma jakiś indywidualny ciąg skojarzeń w głowie ale tak konkretnie nie potrafię tego nazwać.
rozmawiała Karolina Ostrowska /PWSZ/